niedziela, 15 października 2017

"Kibole bloków"

(refleksje dot. artykułu pod tym tytułem w Dużym Formacie
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145320,18095088,Studenci__kibole_blokow.html

Dlaczego tak się dzieje, że  nad zwykłymi, chciałoby się rzec – gdyby nie było to nieco obraźliwe – poczciwymi ludźmi górę biorą osobnicy agresywni, z nikim się nie liczący, skupieni na swoim egoistycznym interesie i domagający się uznania – kosztem innych – tylko swoich praw. Dobrze, iż Redakcja opisując zjawisko, przyznaje że problemem Polski jest nie tylko zagrożenie ze strony kiboli, pseudofaszystów czy homofobów (o czym nadzwyczaj chętnie dotąd pisała), lecz zwykłe chuligaństwo, powszechne chamstwo i brak woli nagięcia się niektórych „wyzwolonych rodaków” do zasad poprawnego współżycia społecznego.
Prawdopodobne przyczyny. Po pierwsze. Przyzwolenie. Młodym ludziom mówi się od lat: macie prawo do samorealizacji, róbcie co chcecie, przekraczajcie wszelkie granice (a więc i obyczajowe), nikt nie będzie Wam mówił, co macie robić itd.
Po drugie. Słabość państwa (w tym zakresie). Funkcjonariusze powołani do utrzymywania porządku niejednokrotnie wywodzą się z podobnego środowiska, co sprawcy-agresorzy. Nierzadko mentalnie  bliżej im do zakłócających ciszę niż do osób (często starszych) lubiących odpoczywać w inny sposób niż hałasując. A od dekad lansowany w kraju model spędzania wolnego czasu to: grillowanie przy piwie.
Przykład z Francji (podawany w mediach). Grupa osób – nota bene naszych rodaków – robiła libację w mieszkaniu w bloku. Przyjechała policja. Wszystkim kazano ręce położyć na ścianę. Po czym wymierzono dotkliwą grzywnę (kilkaset euro).
Obrazek z kraju. Z pobliskich ogródków wokół mojego bloku o godz. 1:00 w najlepsze trwa libacja alkoholowa. Odgłosy pijackie, w tym donośne piszczenie kobiet, niosą się na 500 metrów. Wzywam policję. Po dwóch telefonicznych monitach i kolejnych 30 minutach oczekiwania, „na światłach” zajeżdża radiowóz (uczestnicy widząc z daleka policję przyciszają muzykę). Odgłosy interwencji słyszę z balkonu. Policjant proponuje 200 zł mandat. Spotyka się to z niedowierzaniem i oburzeniem. Kobiety, które najgłośniej i wcześniej krzyczały, obstępują policjantów wyrażając głębokie niezadowolenie i poczucie krzywdy. Cytuję: obchodzimy tylko imieniny kolegi, właśnie kończymy, zdarzyło się to wyjątkowo (zgłaszając informowałem, iż libacje powtarzają się notorycznie od wczesnej wiosny do późnej jesieni). Policjanci wyraźnie tracą rezon. Coś dukają, iż muzykę trzeba ściszyć, a tak to niech sobie balują. O karze nie ma już mowy. Odjeżdżają. Zanim jeszcze znikną za rogiem – wszystko wraca do stanu sprzed interwencji.  Libacja trwa w najlepsze i to dłużej niż zawsze, bo do 6 rano!
Różnica w reagowaniu znaczna. A przecież tu i tu – państwo prawa :).
Po trzecie. Jak powiedział J. Korczak „Zło samo się organizuje, a dobro trzeba zorganizować”. W ostatnich dwóch dekadach daje się zauważyć postępującą atomizację naszego społeczeństwa, zniszczenie ostatnich więzów solidarności – tej zwykłej międzyludzkiej – w tym także międzysąsiedzkiej i międzypokoleniowej. Ludzie często są pozostawieni samemu sobie. Przestali się innymi interesować, nie znają sąsiadów, są dla siebie obcy. W efekcie, nie potrafią się zorganizować, wspólnie przeciwdziałać złu. Nie mają więc szans bez wsparcia państwa (a także zarządu spółdzielni czy wspólnoty mieszkaniowej) bronić się. Najczęściej wszyscy umywają ręce. Zostaje sąd cywilny. Ale najsłuszniejsze orzeczenie sądowe to tylko papier, który często można jedynie sobie powiesić na makatce (bo jeszcze trzeba je wyegzekwować!). A jak ktoś ma 80 lat…
Drogi wyjścia. Po pierwsze. Prawo. Doprecyzować w kodeksie wykroczeń definicję czynów zabronionych (w tym zakłócania spokoju) i zaostrzyć stosowanie kar.  Wydaje się, iż w przypadku piratów drogowych wprowadzone wreszcie regulacje prawne już przynoszą pozytywne działania.
Ponadto, stworzyć przepisy umożliwiające podjęcie działania (w tym stosowanie sankcji) przez zarządy spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Także pomocne będzie zaostrzenie regulaminu tzw. porządku domowego (podobno jest to podstawą do bardziej energicznych działań ze strony służb porządkowych). Ale uwaga. Nie jest to łatwe, ponieważ właściciele mieszkań na wynajem (a więc i studenckich) sami tu nie mieszkają, więc nie są na ogół zainteresowani jakimiś obostrzeniami, z uwagi na obawy, iż może to wpłynąć niekorzystnie na cena wynajmu lokalu. A komfort sąsiadów mają w nosie!  Z pomocą mogły by przyjść odpowiednie regulacje prawne. Niech właściciel lokalu, który tu nie mieszka, a przychodzi tylko po odbiór dzierżawy i raz w roku na walne zebranie, ma w sprawach dotyczących kwestii porządkowych ograniczone prawo głosu.
Po drugie. Praktyka. Przełożeni służb porządkowych powinni uczulić podległych funkcjonariuszy na przypadki: zakłócania spokoju (nie tylko „ciszy nocnej”) mieszkańcom, wandalizmu czy innych przejawów chuligaństwa oraz stosować wysokie, odstraszające aż do skutku kary.
Po trzecie. Nie od rzeczy będzie powoływanie  straży osiedlowej. Może to komuś nawet przypomni dawne ORMO. Ale chyba chodzi o skuteczność, a nie o formę?  W dawnych czasach na przykład sprawdzała się instytucja administratora domu, który urzędował na parterze i w razie potrzeby interweniował albo wzywał na pomoc straż miejską (są państwa nietotalitarne!, gdzie taka instytucja z powodzeniem istnieje do dziś).
Po czwarte. Kampania społeczna. Przydałaby się analogiczna do niedawno przeprowadzonej (brawo!) w Warszawie pt. „Bądź życzliwym pasażerem a nie monsterem”.  Sama kampania cudów nie zdziała, ale gdyby tak połączyć ją z karaniem agresywnego, aspołecznego zachowania to podejrzewam – możemy być świadkami niejednego prawdziwego cudu!
Myślę, że warto spróbować. No, chyba że problem tkwi w ideologii a nie w skuteczności :)
05-06-2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz