(refleksje dot. artykułu pod tym tytułem w Dużym Formacie
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145320,18095088,Studenci__kibole_blokow.html
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145320,18095088,Studenci__kibole_blokow.html
Dlaczego tak się dzieje, że nad
zwykłymi, chciałoby się rzec – gdyby nie było to nieco obraźliwe –
poczciwymi ludźmi górę biorą osobnicy agresywni, z nikim się nie
liczący, skupieni na swoim egoistycznym interesie i domagający się
uznania – kosztem innych – tylko swoich praw. Dobrze, iż Redakcja
opisując zjawisko, przyznaje że problemem Polski jest nie tylko
zagrożenie ze strony kiboli, pseudofaszystów czy homofobów (o czym
nadzwyczaj chętnie dotąd pisała), lecz zwykłe chuligaństwo, powszechne
chamstwo i brak woli nagięcia się niektórych „wyzwolonych rodaków” do
zasad poprawnego współżycia społecznego.
Prawdopodobne przyczyny. Po pierwsze.
Przyzwolenie. Młodym ludziom mówi się od lat: macie prawo do
samorealizacji, róbcie co chcecie, przekraczajcie wszelkie granice (a
więc i obyczajowe), nikt nie będzie Wam mówił, co macie robić itd.
Po drugie. Słabość państwa (w tym
zakresie). Funkcjonariusze powołani do utrzymywania porządku
niejednokrotnie wywodzą się z podobnego środowiska, co
sprawcy-agresorzy. Nierzadko mentalnie bliżej im do zakłócających ciszę
niż do osób (często starszych) lubiących odpoczywać w inny sposób niż
hałasując. A od dekad lansowany w kraju model spędzania wolnego czasu
to: grillowanie przy piwie.
Przykład z Francji (podawany w mediach).
Grupa osób – nota bene naszych rodaków – robiła libację w mieszkaniu w
bloku. Przyjechała policja. Wszystkim kazano ręce położyć na ścianę. Po
czym wymierzono dotkliwą grzywnę (kilkaset euro).
Obrazek z kraju. Z pobliskich ogródków
wokół mojego bloku o godz. 1:00 w najlepsze trwa libacja alkoholowa.
Odgłosy pijackie, w tym donośne piszczenie kobiet, niosą się na 500
metrów. Wzywam policję. Po dwóch telefonicznych monitach i kolejnych 30
minutach oczekiwania, „na światłach” zajeżdża radiowóz (uczestnicy
widząc z daleka policję przyciszają muzykę). Odgłosy interwencji słyszę z
balkonu. Policjant proponuje 200 zł mandat. Spotyka się to z
niedowierzaniem i oburzeniem. Kobiety, które najgłośniej i wcześniej
krzyczały, obstępują policjantów wyrażając głębokie niezadowolenie i
poczucie krzywdy. Cytuję: obchodzimy tylko imieniny kolegi, właśnie
kończymy, zdarzyło się to wyjątkowo (zgłaszając informowałem, iż libacje
powtarzają się notorycznie od wczesnej wiosny do późnej jesieni).
Policjanci wyraźnie tracą rezon. Coś dukają, iż muzykę trzeba ściszyć, a
tak to niech sobie balują. O karze nie ma już mowy. Odjeżdżają. Zanim
jeszcze znikną za rogiem – wszystko wraca do stanu sprzed interwencji.
Libacja trwa w najlepsze i to dłużej niż zawsze, bo do 6 rano!
Różnica w reagowaniu znaczna. A przecież tu i tu – państwo prawa :).
Po trzecie. Jak powiedział J. Korczak
„Zło samo się organizuje, a dobro trzeba zorganizować”. W ostatnich
dwóch dekadach daje się zauważyć postępującą atomizację naszego
społeczeństwa, zniszczenie ostatnich więzów solidarności – tej zwykłej
międzyludzkiej – w tym także międzysąsiedzkiej i międzypokoleniowej.
Ludzie często są pozostawieni samemu sobie. Przestali się innymi
interesować, nie znają sąsiadów, są dla siebie obcy. W efekcie, nie
potrafią się zorganizować, wspólnie przeciwdziałać złu. Nie mają więc
szans bez wsparcia państwa (a także zarządu spółdzielni czy wspólnoty
mieszkaniowej) bronić się. Najczęściej wszyscy umywają ręce. Zostaje sąd
cywilny. Ale najsłuszniejsze orzeczenie sądowe to tylko papier, który
często można jedynie sobie powiesić na makatce (bo jeszcze trzeba je
wyegzekwować!). A jak ktoś ma 80 lat…
Drogi wyjścia. Po pierwsze. Prawo.
Doprecyzować w kodeksie wykroczeń definicję czynów zabronionych (w tym
zakłócania spokoju) i zaostrzyć stosowanie kar. Wydaje się, iż w
przypadku piratów drogowych wprowadzone wreszcie regulacje prawne już
przynoszą pozytywne działania.
Ponadto, stworzyć przepisy umożliwiające
podjęcie działania (w tym stosowanie sankcji) przez zarządy spółdzielni i
wspólnot mieszkaniowych. Także pomocne będzie zaostrzenie regulaminu
tzw. porządku domowego (podobno jest to podstawą do bardziej
energicznych działań ze strony służb porządkowych). Ale uwaga. Nie jest
to łatwe, ponieważ właściciele mieszkań na wynajem (a więc i
studenckich) sami tu nie mieszkają, więc nie są na ogół zainteresowani
jakimiś obostrzeniami, z uwagi na obawy, iż może to wpłynąć
niekorzystnie na cena wynajmu lokalu. A komfort sąsiadów mają w nosie!
Z pomocą mogły by przyjść odpowiednie regulacje prawne. Niech
właściciel lokalu, który tu nie mieszka, a przychodzi tylko po odbiór
dzierżawy i raz w roku na walne zebranie, ma w sprawach dotyczących
kwestii porządkowych ograniczone prawo głosu.
Po drugie. Praktyka. Przełożeni służb
porządkowych powinni uczulić podległych funkcjonariuszy na przypadki:
zakłócania spokoju (nie tylko „ciszy nocnej”) mieszkańcom, wandalizmu
czy innych przejawów chuligaństwa oraz stosować wysokie, odstraszające
aż do skutku kary.
Po trzecie. Nie od rzeczy będzie
powoływanie straży osiedlowej. Może to komuś nawet przypomni dawne
ORMO. Ale chyba chodzi o skuteczność, a nie o formę? W dawnych czasach
na przykład sprawdzała się instytucja administratora domu, który
urzędował na parterze i w razie potrzeby interweniował albo wzywał na
pomoc straż miejską (są państwa nietotalitarne!, gdzie taka instytucja z
powodzeniem istnieje do dziś).
Po czwarte. Kampania społeczna.
Przydałaby się analogiczna do niedawno przeprowadzonej (brawo!) w
Warszawie pt. „Bądź życzliwym pasażerem a nie monsterem”. Sama kampania
cudów nie zdziała, ale gdyby tak połączyć ją z karaniem agresywnego,
aspołecznego zachowania to podejrzewam – możemy być świadkami niejednego
prawdziwego cudu!
Myślę, że warto spróbować. No, chyba że problem tkwi w ideologii a nie w skuteczności
05-06-2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz