Winny urzędnik?
Swego czasu była – a i raz po raz, jakby mimochodem lansowana jest – teza, iż wszystko w kraju szłoby wspaniale, gdyby nie złośliwi, niedokształceni, marni a przy tym roszczeniowi urzędnicy.
Co dziwne, bo w Polsce urzędnik może
tylko tyle (i dobrze!), ile zapisane jest w ustawach (uchwalanych przez
Sejm) oraz przepisach wydawanych przez poszczególne ministerstwa,
urzędy centralne i samorządy. Od zwykłego urzędnika „na dole” (np.
urzędnika w skarbówce, pracownika opieki społecznej, pani z ZUS) zależy
jedynie, kiedy wstawić wodę na herbatę!
Urzędnik urzędnikowi nierówny
Od razu należy zrobić rozróżnienie czy
mówimy o urzędniku „dołowym” (wykonawcy, najczęściej mającym styczności z
petentem), czy o urzędniku decydencie należącym do kadry kierowniczej i
zarządzającej. Jest to istotne, bo gdy ten drugi może zarabiać i 8 tys.
zł, to urzędnik „dołowy”, bywają instytucje i to szczebla
wojewódzkiego, ma średnio po przepracowanych wielu latach na rękę ok.
1,8 tys. zł. Czy jest mu czego zazdrościć? W tym, tak bulwersującej
cześć opinii, osławionej „13-tki”?
Przyjazny i kompetentny
Urzędnicy dzielą się na dobrych i złych,
kompetentnych i przyjaznych dla klienta, a także na bardziej
trzymających się procedur lub oczekiwań przełożonych. Podobnie jak w
innych zawodach: np. fryzjerzy, jedni tną fachowo, inni mniej delikatni
potrafią skaleczyć .
Jeśli urzędnik miota się między różnymi
wariantami rozwiązania sprawy lub żąda kolejnych papierów, nie wynika to
na ogół z jego chęci zaspokojenia instynktu wyżywania się nad
bezbronnym petentem, tylko z:
- wątpliwości w interpretacji mnogości – a czasem wręcz wzajemnie się wykluczających – przepisów (wciąż w pewnych obszarach obowiązują regulacje wydane pół wieku temu, zupełnie nieadekwatne do zmiennej materii współczesnego życia)
- braku przyjmowania odpowiedzialności za trudne decyzje przez przełożonych, a spychanie tej odpowiedzialności na najniższy szczebel
- asekuracji, w razie kłopotów z klientem lub zarzutów ze strony przełożonych (a mogą czepiać się o wszystko, bo w niewielu urzędach obowiązują czytelne procedury) – zgromadzone dokumenty będą świadczyć, że niczego nie zaniedbaliśmy
- marnej organizacji pracy
- systemu motywacyjnego – nastawionego na wyniki (np. zależnego od ilości spraw)
Raczej potrzebny, a może niezbędny
Poruszanie się w prawdziwym gąszczu przepisów wymaga nie lada inteligencji i sprawności.
A przecież chcemy wierzyć, że to co
kupujemy w sklepie i jemy w punktach zbiorowego żywienia jest
produkowane z dobrych, wartościowych pół-produktów i przygotowywane w
higienicznych warunkach. Aby tak było niezbędne są permanentne kontrole
sklepów, targowisk, restauracji. A więc konieczni urzędnicy. Chcemy mieć
pewność, iż bezpiecznie przemieścimy się pociągiem, autokarem czy
samolotem? Aby tak się stało, a prawdopodobieństwo awarii było
zminimalizowane do minimum, musi czuwać nad tym – poza niezbędnymi
służbami technicznymi – kto? Urzędnik. Chcemy być sprawnie i
kompetentnie obsłużeni w ZUS-ie, skarbówce, magistracie i każdym innym
urzędzie? I znowu potrzebny jest odpowiedzialny, dobrze wyszkolony,
znajdujący oparcie w przepisach i życzliwy URZĘDNIK!
Za dobrą pracę godziwy zarobek
Tak więc, choć praca urzędnika nie jest
pracą górnika, obiegowy sąd, że tylko siedzi on przy biurku i pije kawę a
następnie bez stresu obsypany deszczem premii (z krwawicy podatnika)
zastanawia się, gdzie wyjechać w weekend – w naszej rzeczywistości nie
bardzo ma racjonalne podstawy.
Zatem pytanie retoryczne brzmi: czy
urzędnik, który nie znajduje oparcia w swojej wiedzy, kompetencji,
własnej stabilnej (także materialnej) sytuacji, ochronie prawnej, lecz
jedynie stanowi narzędzie doraźnych interesów zarządzających w danym
momencie instytucją, będzie wykonywał – jak tego oczekujemy my obywatele
– rzetelnie swoją pracę?
12-10-2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz