środa, 18 października 2017

Czy jestem faszystą :)

Od jakiegoś czasu – dobrej dekady – w naszym kraju „siły postępu” usiłują w imię wolności wmówić nam, iż powinniśmy pozbyć się wszystkich więzów i zewnętrznych ograniczeń, których zadaniem – jak można domniemywać  – jest tylko utrzymywanie społeczeństwa w permanentnym zniewoleniu. Nie tylko oni głoszą konieczność zerwania z religią, w której wychowali nas nasi ojcowie (dziadkowie), ale dobrze byłoby przekraczać wszelkie granice i bariery, jako zupełnie niepotrzebne, a nawet szkodliwe. Zasady, normy, nakazy to tylko zbędny balast hamujący przeżywanie życia beztrosko i w wiecznym (samo?) zadowoleniu. Utrudniają bowiem zasadniczy cel i sens ludzkiej egzystencji: własną samorealizację oraz używanie radości życia?
Brzmi to całkiem logicznie i przyjemnie dla ucha (przecież to postulaty większej wolności i demokracji!). Tylko, że jak każda ideologia i ta nie za bardzo sprawdza się w realnej rzeczywistości. Gdyby te założenia były słuszne, to w ten sposób wyzwolona jednostka przybierałaby formę niemalże anielską. Emanowałaby dobrem, współczuciem, empatią, otwartością, ciekawością innych, tolerancją na odmienne poglądy, braterstwem i solidarnością. He, he. Pobożne życzenia :).
Czy sugeruję zatem, iż człowiek jest z gruntu zły? Nic podobnego. W najgłębszej swojej warstwie, wierzę, każdy jest dobry. Ale… Nie jest to takie proste. Samo postulowanie, co dzisiaj obserwujemy, odrzucenia  wszelkich zasad i norm społeczno-religijnych, nie spowoduje ujawnienia się, niejako samo z siebie (wypisz, wymaluj jakaś nowa koncepcja „niewidzialnej ręki rynku”) – ukrytego dobra.
O czym możemy się niestety codziennie naocznie przekonywać…
2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz