piątek, 8 marca 2024

Syndrom prostactwa

W tym felietonie chciałbym się zastanowić, skąd w Polsce po 30 latach wolności i demokracji tak wiele nieuprzejmości, wymuszania pierwszeństwa czy wręcz wpychania się przed drugich, hałaśliwego i przykrego dla innych zachowania, po prostu prostactwa. Oczywiście wpierw problem należy zdefiniować i przyznać, że chamstwo narasta - i to od dobrych dekad. A także zastanowić się nad tego powodem.

Wydaje mi się, że brutalizacja życia w pewnym przynajmniej stopniu została wymuszona trudnymi warunkami życiowymi u początków transformacji ustrojowej w latach 90. ubiegłego wieku. Ludzie masowo tracili pracę, dla większości jedyne źródło utrzymania (a zasiłków realnie umożliwiających przeżycie jeszcze nie było). Etaty na stałą umowę były dawno zajęte, nowych nie tworzono, wręcz przeciwnie. Restrukturyzacja instytucji polegała głównie na zwolnieniach grupowych pracowników.

W przeżyciu pomagało zawieszenie skrupułów moralnych. W zasadzie w pierwszych latach transformacji masom oferowano tylko jedno zajęcie, a mianowicie - akwizytora sprzedaży bezpośredniej. Jakbyśmy byli jednym wielkim bazarem, ale żeby sprzedawać musi ktoś kupować. Sukces zależał  od determinacji w wciskaniu nie dającego się w inny sposób sprzedać towaru, w omamianiu jeszcze mało wyedukowanego w dziedzinie marketingu klienta, w ukrywania niekorzystnych warunków zakupu i reklamacji.

Przypomnę, że w omawianym okresie 3 mln obywateli wyjechało za granicę nie tyle szukać lepszych zarobków, co w ogóle aby utrzymać siebie na powierzchni i swoje rodziny.

W miarę postępu przeobrażeń ekonomicznych zanikała inteligencja. Zawód nauczyciela, lekarza z przychodni, urzędnika ulegał szybko pauperyzacji. Natomiast fachy takie jak stolarz, płytkarz a przede wszystkim budowlaniec cieszyły się coraz większym wzięciem. Inteligent, jeśli w ogóle jeszcze utrzymał się w swojej profesji, zarabiał ledwo 1/3 kwoty pracownika fizycznego. Zapotrzebowanie na informatyków, księgowych, menadżerów nastąpiło nieco później.

Za degradacją finansową postępowało zmniejszenie aktywności. Na wyjazdach w plener czy zagranicę nie dominowała już inteligencja (szczególnie jak rodzina była wieloosobowa), lecz ci których było na taki wyjazd sobie pozwolić. A stać nie było nauczyciela, muzyka czy aktora (nie z pierwszych strona gazet), lecz dekarza, hydraulika czy zawodowego kierowcy, nie ujmując niczego tym potrzebnym skądinąd zajęciom.

Z aktywnością „wyzwolonych” grup społecznych w parze szły nowe obyczaje. Stało się, ton w wielu aspektach życia społecznego zaczęli nadawać ludzie z oczywistych względów niosących ze sobą niższą kulturę. I trudno za te niedostatki kulturalno-wychowawcze winić jedynie ich samych. To elity zawsze były i są nadal odpowiedzialne za niższe stany społeczne. Ale o czym tu mówić, skoro nawet poziom debaty publicznej mówiąc dosadnie „spsiał”a Sejm dzisiaj przypomina bardziej jatkę czy targowisko niż sanktuarium tworzenia prawa.

Zmianą popytu na charakter pracy nie da się wytłumaczyć wszystkiego.

A zmiana stała się zasadnicza: kiedyś przysłowiowy buc wstydził się swojego braku ogłady. Dzisiaj nie ma żadnych zahamowań, bo tak zachowują się wokół niego i inni. Prawdziwe stało się określenie, „dzisiaj każdy cham to pan”, jak usłyszałem kilkanaście lat temu. Tylko ówczesne media i politycy chełpili się stopniem edukacji społeczeństwa, bo nigdy nie było tylu magistrów, których wypuszczały prywatne uczelnie (po uiszczeniu słonego czesnego). Ale co z tego. Wyhodowano wykształconego chama. I nie oznacza to, że posiada on jakąś rozległą wiedzę 😄.

W cenie stała się rywalizacja, okazywanie przewagi (w tym finansowej), skuteczność, a często i przysłowiowe „dążenie po trupach do celu”. Coraz bardziej miało się wrażenie, że jedyną zasadą jaka jeszcze obowiązuje to brak wszelkich reguł... Kulturalne zachowanie, a więc pewna powściągliwość, umiar, ustępstwo wobec innych (również słabszych) jakby przestało obowiązywać. Co więcej, ma się wrażenie, że kulturalne zachowanie jest uważane coraz częściej przez wielu rodaków za oznakę słabości. Jeśli to przekonanie prawdziwe, to nasuwa się pytanie, dlaczego tak się stało. Czy „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe” nie jest już aktualne? Czy w wolne miejsce po dekalogu wcisnął się kodeks bardziej wywodzący się z reguł więziennych niż ze standardów tradycji europejskiej?! A może i te standardy ulegają przemianie?

Przykłady. Ścieżka rowerowa, pędzą rowerzyści, jadą obok siebie (ten kto wstawił do prawa drogowego taką możliwość powinien przejść obóz o zaostrzonym rygorze!), skoro wolno to robią, nie interesuje ich, że pasmo chodnika jest zajęte, idą ludzie, matki z wózkami, biegają dzieci. Jeśli jedziesz naprzeciwko takich, musisz uważać, może ustąpią a może nie, i to ty będziesz musiał zjechać na pobocze lub chodnik.

Parking. Jedno wolne miejsce do którego się przymierzasz dając znak kierunkowskazem i zaczynasz skręcać, nagle ktoś cię uprzedza, z rozpędem wjeżdża w „twoje” miejsce.

Przejście dla pieszych. Pieszy wchodzi na pasy, nadjeżdżający samochód jeszcze daleko, co któryś kierowca zamiast zwolnić... przyspiesza i nieomal zmusza przechodzącego do salwowania się ucieczką z przejścia. Powód? Złośliwy świr, po prochach, jedzie a nie patrzy? Nie wiem.

Nowa tendencja. Zostawianie hulajnóg w miejscu niewidocznym, stwarzającym zagrożenie, na przykład za zaułkiem na środku chodnika. Chyba tak, żeby ktoś o zmierzchu się na nią nadział? Bo jak wytłumaczyć inaczej? Brakiem wyobraźni, tępotą?

A dzień dzisiejszy przyniósł kolejny przykład braku przewidywania, głupoty (prostactwa?). Jadę na rowerze po chodniku z jednej strony parkan, tak że nie widać co za zakrętem, skręcam w lewo i co widzę, na środku krzyżówki matka zaplata córce warkocz, a na dodatek trzyma na długiej smyczy psa. Blokują cały chodnik. W żaden sposób nie można niefrasobliwe osóbki ominąć. Ledwo zahamowałem.

To przykłady tylko dotyczące ruchu drogowego. Powstrzymam się, każdy ma prawdopodobnie bogate doświadczenia, opisów sytuacji związanych ze wspólnym zamieszkiwaniem w blokach, pobytami urlopowymi w pensjonatach, plażowaniem na ogólnodostępnych plażach, publicznym transportem itd.

Wielu woli winić za zjawisko powszechnego panoszenia się prostactwa zaborców, komunizm, stan wojenny a nawet Kościół katolicki... nie mogę się z tym do końca zgodzić. Chociażby dlatego, że to właśnie w ostatnich dekadach „za wolności” zjawisko to się niewątpliwie nasiliło.

A sprawa prosta. System rozdzielczo-nakazowy wymuszał na obywatelu dyscyplinę. Owszem była to dyscyplina narzucona z zewnątrz. Przymus ten nagle odjęto, lecz nikt nie zadbał, aby wykształciła się dyscyplina wewnętrzna jednostek. Ciągle wielu rodaków mam wrażenie zachowuje się jak przysłowiowy pies spuszczony z łańcucha.

Nie ma co się dziwić. W początkach kapitalizmu końca XX wieku nie zadbano o morale narodu, jego stan mentalny. Zabrakło woli, wzorców, autorytetów? Może uważano, że to przeżytek, żeby państwo (szkoła) zajmowało się czymś więcej poza polityką fiskalną oraz zapewnieniem bezpieczeństwa zewnętrznego (wewnątrz, kto silny to sobie poradzi 😂)?

Zaprzątano sobie uwagę ekonomią, wolnym rynkiem, kapitałem i zyskiem, nie pojmując, iż człowiek to nie tylko numer ewidencyjny i siła robocza. Musi w życiu kierować się jakąś busolą, mieć poczucie sensu egzystencji, do czegoś dążyć poza pracą, konsumowaniem, wygodą i przyjemnością.

Powiedzmy sobie szczerze, tak naprawdę u psychologicznych podstaw „syndromu prostactwa” tkwi kompleks: jestem nikim, nie zauważają mnie, niczym się nie wyróżniam. Widocznie żyć z tym przekonaniem jest trudno, więc muszę sobie udowodnić, iż coś znaczę. A jak to skutecznie osiągnąć? Najlepiej, żeby mnie zauważyli. Być może stąd potrzeba prowokowania, zmuszania innych do zareagowania na mnie. W myśl zasady niech nawet źle, ale o mnie mówią. Byle mnie nie ignorowali.

Stawiam tezę: jedno co z całą pewnością się liberalnej demokracji udało, to wyemancypowanie prostaka.

Po upojeniu się „wolnością” (czytaj: swawolą) chyba przyszedł czas na korzystanie z wolności w sposób dojrzały, odpowiedzialny, nie przeciw komukolwiek, uwzględniając racje i interesy ludzi znajdujących się wokół nas.

Ps. Temat otwarty, chętnie zamieszczę inne lub uzupełniające spojrzenie na temat. Szczególnie jak temu zaradzić? Bo jak jest to: widać, słychać i czuć.

/pierwsza publikacja: lipiec 2021/



Demokracja liberalna=promocja prostactwa?

Zawsze zastanawiało mnie czy ten związek jest nierozerwalny, wpisany w system, czy też jest to tylko efekt uboczny. Prostactwo i u nas panoszy się od dobrej dekady. Wchodzi na salony. Opanowało media i twórczość „kulturalną”. Nie omija i tak zwanych elit. Internet to wprost wymarzone jego narzędzie.
Czy tak już pozostanie?
                                                                                               /pierwsza publikacja: 2015/