Ususzyłam
dwa kaktusy.
– To rzeczywiście osiągnięcie.
Źle
wyliczyłam, ile to jest „mało wody”. Ale mam moralnego kaca.
Czy to rzeczywiście jest temat do rachunku sumienia?
–
Kaktusy umarły, więc jakieś życie zostało zniszczone. Papież
Franciszek zwraca uwagę, że cały kryzys ekologiczny ma źródło
właśnie w braku szacunku dla życia. Chodzi zarówno o życie
ludzkie, jak i życie zwierząt czy roślin. Brak
poszanowania życia rozprzestrzenia się na wszystkie nasze postawy i
relacje.
Często ludzie zaangażowani
ekologicznie słyszą, że „troszczą się o bezdomne psy, a są za
zabijaniem dzieci”. Mamy czasem w Kościele do czynienia z
postawami mało przychylnymi ekologii, z szukaniem w niej duchowych
zagrożeń, ewentualnie z popularnym dziś zarzutem „lewactwa”.
–
Wypadałoby najpierw zapytać, dlaczego akurat te „lewackie”
ruchy zajęły się kwestią ekologii? Bo nikt inny tego na czas nie
zrobił! Podobnie było z kwestią robotniczą w XIX w. Były
zgromadzenia czy zakony, które opiekowały się ludźmi w biedzie,
ale oficjalnie Kościół jako instytucja nie przejawiał nimi
większego zainteresowania. Zaopiekowali się więc nimi socjaliści,
którzy zauważyli zmianę w społeczeństwie, jaka dokonała się
przez uprzemysłowienie i kapitalizm. Kościół dopiero pod koniec
XIX w. zaczął włączać tę kwestię do refleksji teologicznej.
Podobnie było z ekologią. Kościół za późno zauważył potrzebę
zaopiekowania się tym obszarem, więc zajęli się tym inni, często
mu wrodzy. To opóźnienie tłumaczone jest tym, że Kościół
musi przyglądać się nowym sprawom i je mądrze rozeznawać. W
tym przypadku okazało się, że może być za późno, a teraz
musimy sobie wywalczać miejsce wśród innych i przekonywać, że
chrześcijańskie myślenie o ekologii jest głęboko zakorzenione w
wierze i Biblii.
Czyli ekologia może być
chrześcijańska?
– Po wypowiedziach Jana Pawła
II, Benedykta i teraz papieża Franciszka zaczynamy rozumieć, że
jest ona wręcz w centrum naszej wiary. Kościół przez długi
czas kładł akcent na człowieka, na jego niepowtarzalność i
godność. Ten temat, ważny w kontekście społeczno-politycznych
przemian XX w., zajmował tak dużo energii, że inne zeszły na
drugi plan. Niektóre ruchy ekologiczne deprecjonowały
niepowtarzalność i unikalność człowieka pośród przyrody i
uważały, że szacunek do niej odzyskamy dopiero wówczas, gdy
osłabimy pozycję człowieka. To też sprawiało, że Kościół był
ostrożny. Papież Franciszek w Laudato si’ pokazał, że można
budować chrześcijańską naukę o człowieku, chrześcijańską
antropologię, nie stawiając go jednocześnie w centrum świata.
Prawdą jest, że człowiek jest stworzeniem szczególnym – ale
prawdą jest również, że pozostaje on w wielorakich związkach z
tym, co go otacza, w sieci relacji z innymi ludźmi i z przyrodą.
Jeśli chce siebie właściwie rozumieć i działać, musi tę swoją
zależność od otoczenia odkryć i uszanować.
Czyli
chrześcijańska ekologia jest ekologią relacji i więzi? Nie
mieliśmy czasem nad światem panować? „Czynić sobie ziemię
poddaną”?
– Panowanie również jest relacją.
Gdy chcemy być panami, przyznajemy, że potrzebujemy czegoś, czego
sami nie mamy i chcemy to wziąć od drugiego. To bardzo prymitywna
forma przyznania, że nie jesteśmy samowystarczalni. Oczywiście
takie wyzyskujące panowanie jest naznaczone fundamentalnym złem,
wynika z serca zranionego grzechem. Takie relacje niszczą całego
człowieka.
Jak w takim razie prawidłowo
rozumieć to biblijne „panowanie”?
– Papież
Franciszek podkreśla, że nie jesteśmy właścicielami, co
raczej dzierżawcami. To, co dostaliśmy, nie jest nasze. Nie
możemy przecież uważać za swoją własność tego, co należy do
Boga! Problemem ekologicznym jest to, że zapominamy o Bogu jako
Stworzycielu i o tym, że cała pierwotna relacja świata jest
relacją najpierw do Niego, nie do nas. To On świat stworzył, On
wpisał w niego prawa, które nim rządzą, Chrystus przyjął na
siebie materialność tego świata i ją uświęcił. Ostatecznym
celem świata nie jest służyć człowiekowi, ale zostać
przemienionym w Bogu.
Dzierżawa oznacza
troskę, ale i szacunek. Zastanawiam się, czy nie można w tym
przesadzić? Ludzie zakochani w swoich psach ubierają je w markowe
kubraczki albo wprowadzają im dietę wegetariańską.
–
Tu trzeba zapytać, o co nam w relacji do zwierzęcia chodzi? Czy
pies potrzebuje ubrań? Czy dieta wegetariańska mu służy? To
wygląda raczej na próbę zagarnięcia stworzenia dla siebie, troskę
nie ze względu na jego dobro, ale moje dobre samopoczucie i
spełnienie moich potrzeb. Dużo jest też w tym
antropomorfizacji zwierząt. Wymyślamy, co ono może czuć,
traktujemy, jakby było trochę innym człowiekiem. Zwierzęta są
szczególnymi bytami, mają swoje uwarunkowania, swoje prawa rozwoju,
swoje potrzeby i zależności. One wymagają najpierw rozpoznania, a
potem uznania i uszanowania przez człowieka. Tu znów trzeba uważać,
żeby nie ulec pokusie patriarchalnego panowania: „Ja wiem lepiej,
czego i w jaki sposób ci potrzeba”. Papieże zauważają, że w
relacji do stworzenia potrzebne jest wejście w tajemnicę. Rozwój
nauk przyrodniczych sprawił, że może się nam wydawać, że już
rozumiemy zwierzęta czy ziemię. Nie rozumiemy. Pozostaje w nich
tajemnica, która ze swej natury wymaga od nas pokory.
Mówi
się dzisiaj o „grzechu ekologicznym”. Na czym on polega?
–
Dla mnie odpowiedź jest prosta: na egoizmie. Grzech ekologiczny
to szukanie siebie, swoich korzyści, zysku, zachłanne zagarnianie
dla siebie stworzenia, które jest dla wszystkich, także przyszłych
pokoleń. Grzech pierworodny sprawił, że nasze serce skupiło
się na samym sobie – i w ten sposób stało się źródłem
wszystkich grzechów uczynkowych. Przejawia się to w relacjach z
samym sobą, z Bogiem, ale też z przyrodą. Przejawia się na
poziomie indywidualnym, ale i grup społecznych czy całej ludzkości.
Jan Paweł II będzie tu mówił o strukturach grzechu. Pojawiają
się one wszędzie tam, gdzie człowiek walczy o interesy swojej
grupy społecznej, inne traktując jak konkurencję w walce o
ograniczone zasoby, i tworzy oraz legitymizuje struktury
zabezpieczające te interesy.
Czy nie za
często próbujemy w kwestiach tego grzechu mówić raczej o
odpowiedzialności zbiorowej niż indywidualnej?
–
Tu jedna i druga płaszczyzna jest równie ważna. Potrzebne są
mocne ruchy społeczne, które będą wywierać presję na rządy,
korporacje czy firmy komercyjne. Papież Benedykt mówił, że
zakupy są kwestią moralną: jeśli wydaję pieniądze,
powinienem wiedzieć, jakie wartości firma szanuje, a jakie odrzuca.
Żeby zmienił się rynek i sprzedawane produkty były etyczne,
potrzeba działania dużych grup. Działanie indywidualne również
są ważne. Często jednak szukamy wymówek, żeby czegoś nie robić,
żeby się nie ograniczać, nie musieć przezwyciężać siebie: bo
to kosztuje, wymaga wysiłku, motywacji, czasu, przemyślenia,
pieniędzy. W przypadku ochrony środowiska naturalnego jest to
wszystko szczególnie trudne, bo indywidualna osoba często nie ma
wsparcia otoczenia, kultury, mediów, Kościoła.
Przeciwnicy
eko-regulacji i zwolennicy bardziej zdecydowanego panowania nad
przyrodą będą mówić, że robią to dla dobra człowieka, który
jest ważniejszy od zwierząt czy drzew. Jeśli trzeba wybierać, to
co jest pierwsze: człowiek czy natura?
– Tu trzeba
postawić więcej pytań. Komu naprawdę służą podejmowane
działania? Jeśli wycinamy kawałek lasu, żeby zbudować osiedle,
to dla kogo to robimy? Dla bogatych ludzi, którzy mają taki kaprys
– czy dla ubogich, którzy nie mają się gdzie podziać? Budujemy
asfaltową drogę w puszczy: która grupa społeczna na tym
skorzysta, a która straci? Kto poniesie tego koszty, nawet w
dalekiej perspektywie? To są zwykle skomplikowane kwestie, bo na
zapleczu rozgrywa się mnóstwo interesów społecznych, politycznych
i finansowych. Idealnie byłoby, gdyby ludzie mający owe interesy
potrafili szczerze odkryć przed sobą nawzajem, o co im chodzi,
skonfrontować to z celami innych i zobaczyć, który interes jest
słuszny i niesie ze sobą większe dobro. Dlatego jeśli chodzi o
kwestie ekologiczne, trzeba je drążyć. Chodzi przecież nie tylko
o interesy człowieka, ale i o interesy przyrody, o więzi między
organizmami, o to, czy po wybudowaniu drogi zwierzęta będą miały
na przykład dostęp do wody albo będę mogły swobodnie polować.
Wszystko tu ma znaczenie.
Nie ma Ksiądz
wrażenia, że jednak za mało mówi się o moralności ekologii?
Nigdy w życiu nie słyszałam nie tylko rekolekcji, ale nawet
zwykłego kazania na ten temat…
– Są pewne
próby, może jeszcze niszowe. Zacząć by pewnie trzeba od
seminariów duchownych, żeby przyszłym księżom dać pewną
wrażliwość, pojęcia, narzędzia. W niektórych krajach jest już
rozwijana ekoteologia. Ale proszę pamiętać, że papież Franciszek
mówi o ekologii nie jako części teologii, ale katolickiej nauki
społecznej. Dla niego jest ona związana z troską o ubogich – a
ubogimi są nie tylko ludzie, ale też przyroda. W ostatnich
dwustu-trzystu latach zaszła ogromna transformacja. Kiedyś natura
była czymś potężnym, co człowieka przerastało. Dziś to my ją
przerośliśmy. Nauczyliśmy się nią manipulować i sterować,
rozumiemy jej mechanizmy i nie ona nam zagraża, ale my jej. Tylko
kraje słabo rozwinięte cywilizacyjnie wciąż odczuwają swoją
zależność od przyrody. My przypominamy sobie o niej wtedy, gdy
przychodzi jakiś kataklizm. I oskarżamy o to Boga, zamiast widzieć,
że wynika on często z naszej współzależności ze światem natury
i naszej w nią ingerencji. Z braku właściwej opieki nad ubogą
przyrodą.
Czy człowiek powinien się czuć
winnym zmian klimatycznych?
– Zmiany klimatyczne w
dużej mierze dokonują się naturalnie i czynnik ludzki jest tylko
jednym z wielu, jakie na to wpływają. W ostatnich stuleciach staje
się on coraz bardziej znaczący. Niezależnie jednak od tego, jakie
dane przyniosą nam naukowe badania, powinniśmy zmienić nasz
stosunek do świata. To nie jest kwestia badań: to po prostu
niemoralne, żeby niszczyć powietrze, którym oddychają nasi bracia
i siostry, żeby zanieczyszczać wodę, która piją inni ludzie i
zwierzęta, żeby gromadzić toksyczne odpady czy wycinać lasy.
Świat jest dobrem wspólnym i inny też potrzebuje z tego dobra
korzystać, i teraz, i w przyszłości. Jeśli tego nie uznaję,
jestem skrajnym egoistą, który wręcz zaprzecza istnieniu
drugiego.
Rodzice i dziadkowie nie wybaczą
mi, jeśli na koniec nie zadam pytania, które stawiają wszystkie
dzieci: czy zwierzęta idą z nami do nieba?
–
Przecież Jezus nie umarł na krzyżu wyłącznie za człowieka –
umarł za całe stworzenie! Dzieło zbawienia jest kontynuacją
dzieła stworzenia. Myślenie, że Jezus miałby umierać tylko za
człowieka, byłoby bardzo wykluczające i sugerujące, że jako byt
jest on niezależny od innych. Jeśli człowieka nie można zrozumieć
inaczej, jak tylko w relacjach z drugim człowiekiem i w relacjach z
całym stworzeniem, to jak Boże zbawienie miałoby wyrywać go z tej
sieci relacji i izolować od tego, co go uformowało?
/rozmowa Moniki
Białkowskiej z jezuitą Jackiem Poznańskim (Przewodnik Katolicki nr 48/19)/