Ponieważ
od 6 lat biorę na swoje barki tłumaczenie przegranym, dlaczego tak
się stało – przyznaję, przypomina to rzucanie grochem o ścianę
– stawiam kropkę nad „i”.
Zastrzeżenie.
Gdybym obserwował Polskę z oddali, wyciągając wnioski z prasy
liberalno-lewicowej, prawdopodobnie też byłbym przerażony tym, co
się w ojczyźnie dzieje!
Jednak
ja na własnym grzbiecie odczułem okres transformacji, i dekady po,
szczególnie lata 2007-2015! Sytuacja wyglądała tak, iż od szeregu
lat w wielu środowiskach narastało niezadowolenie i frustracja.
Prawda, nikt na ulicy nie demonstrował (w stolicy „marsze
smoleńskie” miały miejsce, ale krytyka władzy ograniczała się
do zaniedbań w wyjaśnianiu katastrofy). Wtedy niezadowolony
obywatel, bez przyszłości, po prostu z kraju emigrował lub zaciskał zęby i zadowalał się tym co ma.
Wyprowadzanie ludzi na ulice, potępianie w czambuł każdego kroku
rządzących, to osiągniecie obecnej opozycji. Od dawna zanosiło
się, iż dojdzie do przełomu (jaskółką była przegrana
Komorowskiego). Potem zapamiętałem gdzieś rzuconą w polemice uwagę:
„przeżyłem demokrację liberalną, to i „faszyzm” mi
niestraszny”!
Demokracja
liberalna - nie tylko w Polsce przeżywająca kryzys - nie
rozwiązała, wbrew temu co chcieli widzieć jej doktrynerzy, wielu
podstawowych sprzeczności społecznych i nie przeciwdziała
patologii, a wręcz niektóre z nich zaostrzała, o czym wszyscy
przekonywaliśmy się przez ćwierć wieku. Polacy, oczywiście nie
wszyscy, powiedzieli wreszcie dość dając zielone światło p.
Kaczyńskiemu i jego zapleczu, bo tylko on miał determinację (co
się sprawdziło) wstrząsnąć systemem.
Jeszcze
jedno. To, że obywatele odrzucają liberalizm nie znaczy, że
odrzucają demokrację. Spece od manipulacji społecznych wmawiają
nam, iż alternatywa wobec demokracji liberalnej to: powrót do PRL,
faszyzm lub putinizm... Co więcej, zmieniając kapitalizm na
bardziej cywilizowaną wersję (poprzez interwencjonizm państwowy)
wpisujemy się rzekomo w walkę wielkich graczy, mocarstw światowych.
Podpowiadają: lepiej dostosować się, trzymać z silniejszymi...
Nie
godzę się z takim stawianiem sprawy. Gdyby przyjąć podobną
perspektywę w latach 80. ubiegłego wieku, to cały ruch
„Solidarności” był szkodliwym szaleństwem (wszak stanowił
potencjalne zagrożenie, jako punkt zapalny w newralgicznym miejscu
Europy). „Solidarność” niebezpiecznie naruszała delikatną
równowagę między ówczesnymi światowymi potęgami mało licząc
się z polską geopolityką.
A
jednak się udało. W 1989 r. odzyskaliśmy suwerenność i
niezależność. Nie wszystko poszło jak po maśle. Polacy
wciąż oczekują państwa dobrze zorganizowanego i sprawiedliwego!!!
Upraszczając: „kapitalizmu z ludzką twarzą”.
Dzisiejsi
opozycjoniści nie łudźcie się. Polska nigdy już nie będzie taka
sama jak za poprzednich rządów.
Naturalnie,
samo rozbicie systemu nie spowoduje „raju na ziemi”. Teraz należy
zbudować nowoczesne państwo, które nie hamowałoby ludzkiej
energii do działania, ku własnemu i ogólnemu pożytkowi, ale także
by było przyjazne dla obywatela, niezależnie od zajmowanego przezeń
pozycji społecznej i ekonomicznej. Nie wszystko dało się przez 5
lat zreformować, ale przynajmniej wydaje się, iż dzisiejsza władza
widzi rzeczywiste problemy i o nich mówi. Wiele obszarów jest do
poprawki w naszym państwie. Co ciekawe dzisiaj prym w krytykowaniu
wszystkiego wiodą ci, którzy do niedawna mieli przemożny wpływ na
kształt państwa, obsady państwowych stanowisk, działanie
podległych instytucji itd. Zamienili różowe okulary na czarne,
prawie nieprzezroczyste. Może już coraz mniej widzą…
Ps.
„Chorego systemu nie ma szans uzdrowić ktoś, kto w nim wyrósł,
kto nim oddycha, kto mówi jego językiem” (z manifestu pewnego
kandydata na prezydenta)
Ps.
Oczywiście teraz pandemia zmienia niemal wszystko, ale dla liberałów
nie będzie to dobry czas.