środa, 24 czerwca 2020

Sprawy krajowe: przed wyborami

Ponieważ od 6 lat biorę na swoje barki tłumaczenie przegranym, dlaczego tak się stało – przyznaję, przypomina to rzucanie grochem o ścianę – stawiam kropkę nad „i”.

Zastrzeżenie. Gdybym obserwował Polskę z oddali, wyciągając wnioski z prasy liberalno-lewicowej, prawdopodobnie też byłbym przerażony tym, co się w ojczyźnie dzieje!

Jednak ja na własnym grzbiecie odczułem okres transformacji, i dekady po, szczególnie lata 2007-2015! Sytuacja wyglądała tak, iż od szeregu lat w wielu środowiskach narastało niezadowolenie i frustracja. Prawda, nikt na ulicy nie demonstrował (w stolicy „marsze smoleńskie” miały miejsce, ale krytyka władzy ograniczała się do zaniedbań w wyjaśnianiu katastrofy). Wtedy niezadowolony obywatel, bez przyszłości, po prostu z kraju emigrował lub zaciskał zęby i zadowalał się tym co ma. Wyprowadzanie ludzi na ulice, potępianie w czambuł każdego kroku rządzących, to osiągniecie obecnej opozycji. Od dawna zanosiło się, iż dojdzie do przełomu (jaskółką była przegrana Komorowskiego). Potem zapamiętałem gdzieś rzuconą w polemice uwagę: „przeżyłem demokrację liberalną, to i „faszyzm” mi niestraszny”!

Demokracja liberalna - nie tylko w Polsce przeżywająca kryzys - nie rozwiązała, wbrew temu co chcieli widzieć jej doktrynerzy, wielu podstawowych sprzeczności społecznych i nie przeciwdziała patologii, a wręcz niektóre z nich zaostrzała, o czym wszyscy przekonywaliśmy się przez ćwierć wieku. Polacy, oczywiście nie wszyscy, powiedzieli wreszcie dość dając zielone światło p. Kaczyńskiemu i jego zapleczu, bo tylko on miał determinację (co się sprawdziło) wstrząsnąć systemem.

Jeszcze jedno. To, że obywatele odrzucają liberalizm nie znaczy, że odrzucają demokrację. Spece od manipulacji społecznych wmawiają nam, iż alternatywa wobec demokracji liberalnej to: powrót do PRL, faszyzm lub putinizm... Co więcej, zmieniając kapitalizm na bardziej cywilizowaną wersję (poprzez interwencjonizm państwowy) wpisujemy się rzekomo w walkę wielkich graczy, mocarstw światowych. Podpowiadają: lepiej dostosować się, trzymać z silniejszymi...
Nie godzę się z takim stawianiem sprawy. Gdyby przyjąć podobną perspektywę w latach 80. ubiegłego wieku, to cały ruch „Solidarności” był szkodliwym szaleństwem (wszak stanowił potencjalne zagrożenie, jako punkt zapalny w newralgicznym miejscu Europy). „Solidarność” niebezpiecznie naruszała delikatną równowagę między ówczesnymi światowymi potęgami mało licząc się z polską geopolityką.

A jednak się udało. W 1989 r. odzyskaliśmy suwerenność i niezależność. Nie wszystko poszło jak po maśle. Polacy wciąż oczekują państwa dobrze zorganizowanego i sprawiedliwego!!! Upraszczając: „kapitalizmu z ludzką twarzą”.

Dzisiejsi opozycjoniści nie łudźcie się. Polska nigdy już nie będzie taka sama jak za poprzednich rządów.

Naturalnie, samo rozbicie systemu nie spowoduje „raju na ziemi”. Teraz należy zbudować nowoczesne państwo, które nie hamowałoby ludzkiej energii do działania, ku własnemu i ogólnemu pożytkowi, ale także by było przyjazne dla obywatela, niezależnie od zajmowanego przezeń pozycji społecznej i ekonomicznej. Nie wszystko dało się przez 5 lat zreformować, ale przynajmniej wydaje się, iż dzisiejsza władza widzi rzeczywiste problemy i o nich mówi. Wiele obszarów jest do poprawki w naszym państwie. Co ciekawe dzisiaj prym w krytykowaniu wszystkiego wiodą ci, którzy do niedawna mieli przemożny wpływ na kształt państwa, obsady państwowych stanowisk, działanie podległych instytucji itd. Zamienili różowe okulary na czarne, prawie nieprzezroczyste. Może już coraz mniej widzą…

Ps. „Chorego systemu nie ma szans uzdrowić ktoś, kto w nim wyrósł, kto nim oddycha, kto mówi jego językiem” (z manifestu pewnego kandydata na prezydenta)
Ps. Oczywiście teraz pandemia zmienia niemal wszystko, ale dla liberałów nie będzie to dobry czas.