Przepraszam, ja znowu poważnie, ale w
związku z okresem zbliżania się kolejnych wyborów pragnę wskazać na
według mnie zasadniczą sprawę – braku poważnej debaty, jaka powinna się
nieustannie toczyć w świecie naszej polityki i w mediach (szczególnie w
tak gorącym okresie przedwyborczym), tj. :
- O KSZTAŁT NASZEGO PAŃSTWA („ile chcemy” państwa, jaki powinien być jego zakres i jaką powinno pełnić rolę)
- O KIERUNEK W JAKIM BĘDZIE PODĄŻAĆ POLSKIE SPOŁECZEŃSTWO (obywatelskim?).
Oczywiście z wszystkimi konsekwencjami (w
tym finansowymi) dokonania takiego a nie innego wyboru. Model liberalny
czy raczej interwencjonizm państwowy? Takiej globalnej dyskusji nie
tylko nie ma (a od czego instytucja referendum), ale co dziwne nie było
jej i u początków naszej transformacji w latach 1989/90. Przy okazji,
nieco światła na te sprawy rzuciła ostatnio pewna redaktorka w radiowej
Trójce. Otóż podobno część ówczesnej nowej klasy rządzącej (np. Jacek
Kuroń), nie mając wielkiego pojęcia o państwowości w gospodarce
wolnorynkowej – czemu trudno się dziwić – zamierzała wysłać ekspertów do
krajów skandynawskich, aby stamtąd zaczerpnąć odpowiednie wzorce. Ale
przybyli spece amerykańscy i zafundowano nam neoliberalny system,
wdrażany za pomocą tzw. „planu Balcerowicza”. No i tak wyszło…
30-04-2015
Donoszę, iż coś na ten temat pisano.
OdpowiedzUsuńwiesiek59:
Kulisy są doskonale znane.
Tzw. konsensus waszyngtoński, dyktowany przez bank światowy, MFW- jako jedyna możliwa opcja ekonomiczna.
Od przyjęcia tych założeń uzależniano pomoc gospodarczą.
Te dwie instytucje kontrolowały wówczas jakieś 70% rynku kapitałowego i kredytów .
Po 30 latach wiemy już, że ta droga okazała się błędną.
Wystarczy prześledzić kraje które nią poszły, począwszy od Chile.
Wymuszenie jej jest korzystne jedynie dla wąskiej grupy krajów generujących pieniądz światowy. Uzależnia i zadłuża inne, generując bezrobocie i destabilizację.
Ps.
Pomiędzy faktami medialnymi a rzeczywistością jest spora różnica.
Wmawia się nam sukces, bezalternatywność pewnych procesów.
Prawda jest inna.
Każdy kraj jest inny.
Nie da się tego samego systemu wprowadzić do krajów o różnych zasobach, różnych kulturowo.
jakowalski:
Może Kuroń w swej naiwności, niewiedzy i ignorancji sugerował takowe rozwiązania, ale to było przecież z góry skazane na fasko, jako że już na początku lat 1980. podjęto na Zachodzie, a więc u sponsorów KOR-u i NSZZ „Solidarność”, decyzje, że w Polsce ma być wprowadzony w życie model (neo)liberalny, czyli ekstremalnie wolnorynkowy, na wzór Chile a nie Szwecji. Amerykański politolog David Ost już dziesięć lat temu wyjaśnił w swoim dziele p.t. „Klęska ‚Solidarności’” co sprawiło, że szeroko rozumiani ludzie pracy – motor i siła wolnościowej rewolucji z początku lat 1980., zostali już pod koniec owych lat 1980. uznani przez swoich inteligenckich przywódców za niebezpiecznych „hamulcowych” tzw. modernizacji, a tym samym wyrzuceni na margines i wepchnięci w ramiona populistów i radykałów, w ówczesnej Polsce głównie prawicowych. Ost stwierdził m. in., że cenne zasoby podziemnej prasy w latach 1980. były poświęcane na druk zachwalających wolny rynek książek von Hayeka (jako że ta prasa była przecież finansowana przez CIA). Profesor Ost stwierdził też, że wcześniej (lata 1980-1981) hasłem było: „Nie ma wolności bez solidarności” – przez małe i duże „s” – ale wkrótce pojawiło się: „Nie ma wolności (oczywiście tylko dla uprzywilejowanej garstki bogaczy) bez własności”.
Z kolei osoba pochodząca ze ścisłych amerykańskich elit władzy, czyli profesor J.K. Galbraith, napisał na początku lat 1990. artykuł pod tytułem „Which capitalism for Eastern Europe?” czyli “Jaki kapitalizm dla Wschodniej Europy?” (Harper’s Magazine, April 1990 – tłumaczony także na język polski i wydrukowany, o ile się nie mylę, w „Polityce”). Profesor Galbraith napisał wtedy, że Plan Balcerowicza nie może się udać, gdyż „kurację wstrząsową w Polsce można interpretować jako próbę osiągnięcia w ciągu zaledwie kilku lat tego, na co kapitalizm zachodni potrzebował lat kilkuset” oraz że „narzucamy Europie Wschodniej taki kapitalizm, jakiego sami nie odważylibyśmy się przyjąć na Zachodzie. Począwszy od ubiegłego stulecia, od czasów Marksa, aż do obecnych.” A przecież prof. Galbraith należał zawsze do ścisłych elit w amerykańskiej nauce i polityce – był on nawet ambasadorem USA w Indiach za czasów prezydentury J. Kennedy’ego.
(z forum Polityki)