Czy to jest prawdziwa wolność?
Jeszcze dzisiaj wielu chcąc zaistnieć – z braku idei, programu, argumentacji (?) – swoim znakiem rozpoznawczym czyni hasło „wolność”. Widocznie w ich mniemaniu akurat teraz wolność jest zagrożona lub wolności ci u nas niedostatek. Oczywiście nie rozważamy tu wolności związanej z koniecznością obrony granic państwa. Mówimy o wewnętrznej wolności osoby do decydowania, działania.
To ciekawe stanowisko, bo ja mam odczucia
odwrotne. Sama wolność – manifestowana u nas codziennie – bez
odpowiedzialności, solidarności a nade wszystko empatii do drugiego
człowieka – jest przyczyną, i to zasadniczą niemałych cierpień
jednostek, a nawet całych grup społecznych.
Można policzyć, ile osób w ostatnich
latach zginęło na drogach, wskutek bezkarnego pędzenia świrów za
kierownicą przez ulice naszych miast (korzystali z nieograniczonej
wolności). Inny przykład: uciążliwości sąsiedzkie (nieustanne remonty,
libacje, muzyka puszczana na cały blok), czyli nieliczenie się z nikim i
z niczym. To również efekt nieograniczonej wolności.
Wolność moja często jest sprzeczna z wolnością drugiego człowieka
Wolność niczym nieograniczona tak naprawdę nie istnieje. Powinna iść w parze z solidarnością ze społecznością, w której jednostka żyje. To dość oczywiste fakty (inaczej byśmy wrócili na drzewa, tzn. każdy na swoje).
A mimo tego, Polak od lat słyszy: „co nie
zabronione, jest dozwolone” lub w wersji max – „róbta co chceta”. Mało
tego, dzisiaj wiele postępowych środowisk promuje albo wręcz zachęca do „przekraczania wszelkich
barier”. Podobno to dobre, bo służy „poszerzaniu obszaru naszej (chyba
mojej) wolności”. I na tej fali płyną (ściślej płynęli), bo przecież
trudno zaprzeczyć, iż jest coś bardziej cennego niż WOLNOŚĆ! I to dotąd
wystarczało. Choć sceptyk powinien zaraz zapytać, czyim kosztem to
poszerzanie się odbywa? Bo moja „wolność”, prędzej czy później będzie w
opozycji do „wolności” kogoś innego.
Kolejny przykład. Czy tak panoszący się w
ostatnich latach osobnik typu „buc” – spadł z nieba? Czy nie jest aby
produktem – także eksportowym – rodzimej demokracji (wolności)?
Wreszcie społeczeństwo nie wytrzymuje i
zaczyna się bronić. Tak, przed „wolnością”!. Patrz akcja „Bądź życzliwym
pasażerem, nie monsterem” przeprowadzona w warszawskiej komunikacji
miejskiej. I nie będzie to koniec regulacji, a raczej początek, ponieważ
samowoli i serwowania udręki jednych bliźnich wobec drugich mamy już
dosyć.
Zdaje się, iż szermowanie tym hasłem jako
wytrychem postępu przestało nam wystarczać. Szczególnie, iż wolność
zewnętrzną traktujemy już jako coś normalnego.
Jednym słowem coraz wyraźniej widać (o czym wspomniałem 26 kwietnia w „Refleksjach przed wyborami”), iż dzisiaj miarą postępu jest:
- poczucie bezpieczeństwa (przy czym, nie chodzi już o bezpieczeństwo naszych granic!)
- wzrost jakości życia (i nie ma to wiele wspólnego z siłą nabywczą naszych pieniędzy!).
A tu sporo jest do zrobienia!
11-09-2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz