Wiadomo,
z punktu widzenia dobra wspólnego i ekologii, rozwój transportu
publicznego powinien być priorytetem. Dopóki naszym bożkiem jest
indywidualny interes, zysk firm samochodowych (produkować więcej i
więcej) tak się nie stanie.
Aby
poważnie myśleć o zastąpieniu transportu indywidualnego
publicznym, ten drugi powinien spełniać co najmniej trzy kryteria.
Po pierwsze być tani.
W naszych uwarunkowaniach oznacza to, iż bilet kosztuje 1 zł. Po
drugie, autobusy, tramwaje powinny jeździć punktualne
i z dużą częstotliwością (np. co 10 min. - w szczycie częściej),
uwzględniając ma się rozumieć potrzeby (popyt). Po trzecie,
pojazdy winny być nowoczesne
i utrzymane w czystości.
Obecnie
stan transportu daleki jest od oczekiwań. Przeciętnie przejazd jednego przystanku kosztuje 3 zł.
Pojazdy, choć zależy to od miasta, często jeżdżą jak chcą. A co
do czystości, też bywa z tym różnie.
Ostatnio
pojawiły się nawet sugestie, aby transport ten był bezpłatny w wielu miastach, może w całym kraju! Dygresja: gdyby tak się stało 30 lat temu, to
łatwiej byłoby nam przełknąć konsekwencje "Planu Balcerowicza".
Podobno parę miast już się na ten krok zdecydowało. Mam nadzieję,
iż bezpłatność ma dotyczyć wszystkich użytkowników, a nie
tylko wybrane grupy pasażerów. Zważywszy na okres przedwyborczy,
oby na obietnicach się nie skończyło…
Ps. Dopiero po usprawnieniu i potanieniu transportu publicznego, poparłbym wprowadzenie zaporowych opłat za wjazd do centrum miast.
Ps. Dopiero po usprawnieniu i potanieniu transportu publicznego, poparłbym wprowadzenie zaporowych opłat za wjazd do centrum miast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz