"Alma". W
sezonie w sklepach drożyzna – jak w Zakopanem. W pokojach brak
czajników oraz możliwości skorzystania, latem!, z lodówki.
Parę osób budziło się rano pogryzionych (komary, pająki?). Tuż
za ogrodzeniem maszt GSM, od czasu do czasu wydający dudniący dźwięk.
Jedzenie niewyszukane, choć dzięki dodatkowym porcjom zupy i chleba
nie chodzi się głodnym. Widoczny brak nadzoru nad personelem medycznym.
Godziny zabiegów często teoretyczne. Fizjoterapeutki „od prądów”
trzeba ugłaskać: jedna drugiej nie zastąpi! Być może zbyt mało
zatrudniają personelu. Pani psycholog, która miała prowadzić
relaks widziano tylko raz. Jak trafi się na pogodę - przyjemne
wakacje. Jeśli ktoś liczy na coś więcej – rozczaruje się.
Przejazd
sanatoryjnym busem przez sobieszewski most (na basen) może zniweczyć
efekty miesięcznego leczenia (dot. kręgosłupa). Kto nie wierzy,
niech spróbuje…
Plusy:
blisko, ładna i czysta plaża, dostępny ping-pong, można się
najeść, luz i swoboda, dużo lekarskich wizyt (z których niewiele wynika).
Stan: 2014
Stan: 2014
Ps. Żona po moich sprawozdaniach z pobytu w sanatoriach, może nie bez racji, zadała mi pytanie, czy ludziom którzy, jak się zdaje, nie robią nic ze swoją otyłością, od lat są uzależnieni od alkoholu, a przy tym notoryczni palacze - powinno się fundować w ramach ZUS bezpłatne wakacje?
Mówi
mi, ty bierzesz pigułki na cholesterol, robisz badania, starasz się
ruszać, stosujesz dietę. Czy wpierw zanim osoby zostaną skierowane
do sanatorium, nie powinny jednak wykazać się jakimiś postępami?
Chyba można obiektywnie zweryfikować, czy pacjent bierze leki,
poddaje się zabiegom, ukończył terapię itd.
No
cóż, może i racja - bogaty kraj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz