W latach
1989/1990 rozpoczęła się transformacja ustrojowa, rozbudzono
ogromne oczekiwania na lepsze, bardziej dostatnie życie. A na pewno
na bardziej sprawiedliwe stosunki społeczne. Mieliśmy dość
monopolu państwa, choć nikt wtedy chyba nie przewidział, iż
rezultatem tych przemian będzie istnienie państwa „tylko
teoretyczne”. Nikt nie dał wówczas przyzwolenia rządzącym,
na wprowadzenie dzikiego, XIX wiecznego kapitalizmu (to opinia zdaje
się premiera Morawieckiego, z którą się identyfikuję). A
zaserwowano nam w sposób przyspieszony system wolnorynkowy, bez
żadnych osłon dla słabszych ekonomicznie grup społecznych (oprócz
darmowej zupy min. Kuronia).
Owszem
plan Balcerowicza znowu – jak za lat komuny - wymagał zaciskania
pasa, ale po 5-10 latach obiecywano, będziemy się już tylko
bogacić. Szybko okazało się, że ta prognoza sprawdza się,
lecz dla wąskiej grupy osób. Wybrańcy, czyli dobrze rokujący,
ograniczają się teraz do szczególnie potrzebnych zawodów, rodzaju
wykształcenia, osób o specyficznych predyspozycjach psychicznych.
Zamiast
dotychczasowego rządzenia, obecnie już tylko zarządzano. W tym
czasie narastały patologie, obejmując kolejne dziedziny życia
społecznego albo pojawiały się całkiem nowe. Nie mogło być
inaczej, skoro zysk zastąpił wszelkie wartości czy zwykłą
przyzwoitość. A prawo również dziwnie było w służbie raczej
posiadających kapitał niż zwykłego obywatela.
Jedyną
instancją odwoławczą stały się sądy. W teorii pięknie, lecz w
praktyce wyrok zapadał po 2-3 latach (najszybciej!) a przez ten czas
agresor był praktycznie bezkarny, nie musiał powstrzymywać się od
swojego szkodzącego działania. Poszkodowany natomiast nie odczuwał
poprawy. I często nie miał żadnego wsparcia skądkolwiek.
Teoretycznie
zdrowy system dokonuje sam naprawy przez wbudowane mechanizmy
autokorekty. Ćwierć wieku to wystarczający czas, aby ten mechanizm
się przejawił. Jednak nic takiego nie nastąpiło.
Wystąpiły
typowe bolączki państwa neoliberalnego w wydaniu krajów trzeciego
świata.
Tak
minęło 26 lat. W wyborach 2015 większość głosujących Polaków
powiedziała dość. Wygrała opcja, która miała wolę
przeprowadzenia rzeczywistych reform. Rodacy po dziurki w nosie mieli
czarowania, gadania, za czym nie szły żadne czyny. Rządy
kuglarstwa, charakteryzujące się pięknymi frazesami o „wolności
i demokracji”, (samo)zadowoleniem z rosnących wskaźników
ekonomicznych - co nie przekładało się na wzrost płac i
zatrudnienia oraz odczuwaną poprawą jakości życia – przestały
po ośmiu latach mamienia działać na rodaków.
Polacy
zagłosowali na bardziej ucywilizowany kapitalizm, odrzucając jego
neoliberalną wersję.
Wielu
Polaków dało kredyt zaufania partii Kaczyńskiego, przewidując
słusznie, iż tylko to ugrupowanie będzie miało dość siły i
determinacji, by wprowadzić rzeczywiste a nie kosmetyczne zmiany.
Doszli
do władzy nowi ludzie. „Innego sortu”. Na prezydenta wybrano p.
Dudę, na stanowiska powołano p. Szydło, Morawieckiego i innych.
Następuje wymiana elit.
Tak, w
październiku 2015 roku doszło do prawdziwej rewolucji, ale nie
takiej która miałaby obalić zdobycze wolności i demokracji. Wręcz
przeciwnie. Uznając te wartości za oczywiste, teraz Polacy oddali
głos na państwo bardziej sprawiedliwe, bardziej zorganizowane, w
którym lepiej żyłoby się nie tylko bogatym i z koneksjami.
Nie
omylę się chyba, jeśli powiem, iż nadzieja rodaków dotycząca
rewolucji PiS zmierza w kierunku ustawienia w centrum uwagi obywatela. Czyli odwrotnie, do czego nas przez 26 lat przyzwyczajano,
stawiając w obiektywie zainteresowania rządzących i systemu: elity bankowe, prawnicze,
biznesowe. Czas pokaże czy nadzieja ta była płonna…
Przy
okazji nasuwa się kluczowa kwestia tzw. kapitału społecznego
(zaufania obywatela do własnego państwa). Przez ponad ćwierć
wieku w Polsce nie udało się podnieść jego poziomu. I trudno się
temu dziwić. Demokracja liberalna na piedestale postawiła interes
prywatny, jednostkę i jej prawa. Przy czym paradoksalnie, zwykły obywatel czuł
się nierzadko bezradny, osamotniony, a nawet wykluczony.
Rezultatem
takiej polityki było narastające rozwarstwienie społeczeństwa. Innym
efektem - jego atomizacja. To nie sprzyjało poczuciu wspólnoty,
tworzeniu tak pożądanego (w warstwie słownej) społeczeństwa
obywatelskiego.
A
opozycja... Pierwszym jej działaniem już następnego dnia po
wyborach, było potępienie w czambuł demokratycznie wybranej
władzy. Głównym jej orężem ciągle jest
bezlitosne wykorzystywanie utrzymującego się w kraju i to od
dziesięcioleci prawie zerowego poziomu kapitału społecznego, do
czego przecież sama opozycja rządząc w latach 2007-2015 wybitnie
się przyczyniła!
Realizując
obietnice wyborcze i reformując państwo, PiS podnosi kapitał
społeczny, tym samym wytrącając powoli, lecz systematycznie broń
z rąk opozycji.
I to
obecnie rozgrywa się na naszych oczach.
No i dobrze. Zmerzamy w tym samym kierunku jak reszta "europejskich" lemingów. W imię jakichś tam nie sprecyzowanych "wartości" dajemy się wprząc w kierat kapitalistów i krętaczy.
OdpowiedzUsuńPrzytaczam słowa internautki J.Sz.:
OdpowiedzUsuń„Opozycja powinna przyjąć do wiadomości, że stan, który przeżywa jest dokładnie tym, co sama przez wiele lat fundowała dużej części społeczeństwa, odmawiając uznania postulatów różnych grup społecznych, a zwłaszcza dzielenia się efektami wypracowywanego przecież przez całe społeczeństwo efektami wzrostu ekonomicznego.
Przeszkodą dla opozycji wcale nie jest PiS, tylko jej własna wewnętrzna inercja i pustka. Opozycja powinna zacząć być jakaś. Mieć coś do zaproponowania. Tymczasem politycy PO wyszli z założenia, że mechanizmy wolnego rynku oraz technologia wszystko załatwią za nią (orientacja na nieuchronność Snydera), a oni sami nie muszą już nic robić, nie muszą podejmować decyzji i ponosić żadnej odpowiedzialności. Nie muszą zaciągać żadnych zobowiązań wobec społeczeństwa, które potem powinni wypełnić. Wystarczy zdobyć władzę (używając PR-u i rozmaitych socjotechnik), a potem już można się w niej pławić, beztrosko bawić, korzystać z przywilejów bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji. Bo przecież przyszłość już została ustalona.
Podstawową słabością opozycji jest to, że cały czas wzdraga się przed zaciągnięciem jakichkolwiek zobowiązań wobec obywateli. Trudność jest tym większa, że PiS nie pozostawił dużego pola do popisu (sic!), bo rozdał już wszystko, co było do rozdania.
Uzewnętrznienie własnej bezsilności i bezsilnej wściekłości nie zmieni sytuacji. To jest stan, w którym jest się odciętym od własnych zasobów. Bezsilność opozycja i opozycyjna elita powinna przeżyć świadomie. Dopiero wtedy możliwe będzie wyjście z impasu.”
Nic dodać, nic ująć!