Dzisiejszą
liberalno-lewicową opcję toczy zasadnicza choroba.
Nie przyjmuje zupełnie do wiadomości, iż ktoś może inaczej
myśleć, przeżywać, wyznawać inne niż oni sami wartości (?).
Ktoś
religijny albo myślący innymi kategoriami, jest dla nich osobą
niepełną, chorą, niezrównoważoną. A tę odmienność tłumaczą
sobie – jakby w jedyny dostępny sobie sposób – przypisując
interlokutorowi nikczemne motywacje, niskie pobudki, osobiste
skrzywienia.
Sprawiają
wrażenie jakby uważali, iż tylko oni rozumują i postępują
prawidłowo.
Arogancja
i pogarda - to cechy bijące wprost w oczy.
Ponadto,
coraz częściej to myślenie skażone jest klinicznym mechanizmem
psychologicznego przeniesienia i projekcji. „Mamy
uprzedzenia,
złe emocje. Ale przecież to niemożliwe. To nas chcą skrzywdzić,
na nas czyhają. My jesteśmy w niebezpieczeństwie. Wobec tego
głoszą wszem i wobec, jak to ich usiłują pognębić. A przecież to tylko
własne uczucia i myśli...”.
Trudno
w tej sytuacji liczyć na jakikolwiek dialog. Bo do tanga trzeba
dwojga.
Ps.
A propos autokratyzmu i totalitaryzmu. Dzisiaj, która opcja ma w
sobie większy ich potencjał? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz